Przejdź do treści
Blog BLOG: 13 grudnia 2016

Hey w Koninie

Są doświadczenia, obrazy, smaki i dźwięki, które się trzymają nas od wczesnego dzieciństwa. Są zespoły, które pamiętamy z czasów młodości, a potem mijają, zanikają i stają się anachroniczne. Są też zespoły, które pamiętamy od zawsze, gdzieś istnieją w tle, trwają, ale ich muzyka z czasem się zmienia, dostosowuje się do tego, jak zmienia się rynek muzyczny, ale do nas – odbiorców – już nie trafia. Są też takie zespoły, które grały, grają i wiemy, że będą grać, a my będziemy ich słuchać. Będziemy chłonąć muzykę, która ewoluuje, teksty zawierające więcej niż tylko słowa, dobrze zaaranżowane dźwięki piosenek, które trafiają od razu do odbiorcy.

Nawet nie pamiętam kiedy po raz pierwszy usłyszałam „Teksański”. To było tak dawno temu, że mam wrażenie, że ta piosenka jest ze mną od zawsze. Nie byłam może nigdy wielką fanką zespołu „Hey”, ale kolejne piosenki zawsze zapadały mi w głowę i dość dobrze je pamiętałam. Zapewne wpływ miały na to teksty, lubiłam ich słuchać i zastanawiać się, jaką kolejną historię opowiada Kasia Nosowska w danej piosence.

A koncert Hey w konińskim Oskardzie zgromadził tłumy. Dawno nie było już dostępnych biletów, sami byliśmy świadkami pytań o nie w kasie i bezradnych gestów kasjerek. Na sali ciężko było o puste miejsce. Taka sytuacja dawno nie miała miejsca – owszem, chętni na koncerty zawsze się znajdą, ale takiej sytuacji dawno już nie było. To jest ten fenomen Hey – zespołu, który przez lata nie stracił swoich fanów, ewoluował tak, by zachować swój styl, klimat muzyki, sensowność tekstów – i dzięki temu na sali mogły się zgromadzić osoby w najróżniejszym wieku – od seniorów po młodzież zachłyśniętą historiami Kasi Nosowskiej.

Scenografia koncertu była niezwykle oszczędna – muzycy grali otoczeni niemal ze wszystkich stron przez czerwień – na ścianach, parawanach, podłodze, nawet na strojach muzyków był tylko ten kolor. Gładkie ściany, klatka dookoła zespołu, parawany przed instrumentami, czerwone rajstopy wokalistki – widząc to miałam wrażenie, że scenografom zależało na usunięciu wszelkich zbędnych bodźców i elementów, które mogą rozpraszać uwagę uczestników od muzyki i tekstów. Jaki był koncert? Dość powiedzieć, że na sali, gdzie miejsca są przede wszystkim siedzące cały czas tłum okupował na stojąco przestrzeń pod sceną reagując na słowa Kasi, jej gesty i opowieści, które snuła w przerwach między utworami. Zagrano nie tylko utwory z najnowszej płyty „Błysk”, który był promowany na tej trasie koncertowej, ale też sporo piosenek z wcześniejszych, nawet dość dawnych płyt. Usłyszałam też „Teksański”, który – jak było widać – nie tylko we mnie wzbudził entuzjazm i wspomnienia.

A dziś słucham właśnie płyty „Błysk” – kolejne piosenki wbijają się w pamięć, chłonę muzykę, która wyewoluowała z tego, co było przed laty i wiem, że za parę lat, przy okazji kolejnej trasy koncertowej znów pójdę zobaczyć i posłuchać co Kasia i jej zespół mają nam do powiedzenia.

Joanna Graszk-Łojewska

Koncert zespołu Hey w ramach trasy koncertowej promującej płytę „Błysk”. Szerszą fotorelację możecie Państwo obejrzeć tutaj.